poniedziałek, 29 lipca 2013

„Borussiomania” w pełni – czyli skrajne emocje wśród polskich kibiców.

Borussia z Superpucharem Niemiec 2013.
W sobotę byliśmy świadkami rewanżu za finał Ligi Mistrzów. Borussia Dortmund na własnym stadionie ograła Bayern Monachium 4-2 i zgarnęła w pełni zasłużenie Superpuchar Niemiec. Drużyna z Dortmundu zagrała mecz kompletny i obnażyła braki w taktyce drużyny Guardioli. Można wprawdzie tłumaczyć to brakami w monachijskiej drużynie takich graczy jak Neuer czy Riberry, ale nie podważa to fantastycznego spotkania w wykonaniu Borussii. Natomiast zaraz po meczu powróciło zjawisko, które dzieliło polskich kibiców już w poprzednim sezonie. No właśnie o co chodzi w tym sporze ?

Na czym polega „Borussiomania” i dlaczego dzieli kibiców ?

Po sobotnim meczu w mediach aż wrzało. Wszystkie stacje informacyjnie, portale internetowe trąbiły o zwycięstwie drużyny z Dortmundu – oczywiście w co drugim zdaniu podkreślając, że w kadrze drużyny Kloppa jest trzech Polaków...
Wróciły wspomnienia z ostatniego sezonu, gdzie weekendy na portalach poświęconych właśnie piłce były zasypywane newsami o Borussi. Całość nasilała się z każdym występem Dortmundu w Lidze Mistrzów – obiektywnie dodajmy zazwyczaj doskonałym występem. Kulminacją była jednak faza pucharowa. Pierwszy raz mogłem obserwować tak nie profesjonalne zachowanie komentatorów z jednej ze stacji telewizyjnych. Bramka dla przeciwnika oznaczała słabo kamuflowany smutek, natomiast bramka dla BVB święto jakie kibice znają z transmisji z hiszpańskim komentarzem w tle. Coraz częściej można było spotkać określenia „nasza drużyna”, czy „polski zespół”. Problem w tym (niestety), że Borussia Dortmund to NIE jest polski zespół.
Podział kibiców zaznaczał się z każdym kolejnym meczem w Champions League, gdzie kolejni kibice oponentów BVB żalili się na stronnicze komentowanie i opinie ekspertów. Ale skąd ta jednomyślność w tej kwestii polskich mediów ?

Geneza zjawiska.

Po popisie "Lewego" w 1/2 Champions League polskie media oszalały.
W polskiej piłce ostatnio ciężko było o sukcesy drużynowe jak i indywidualne. Poza pojedynczymi przebłyskami jak występy Jerzego Dudka w Liverpoolu kibice nie mieli raczej powodów do dumy. Natomiast gra trójki Polaków na tym poziomie ten długi niebyt kibicom w pewien sposób rekompensuje. Od niepamiętnych czasów wreszcie mamy zawodników stanowiących o sile jednej z najlepszych drużyn świata jaką niewątpliwie jest Borussia Dortmund. Każdy polski kibic był dumny z występu Lewandowskiego w meczu z Realem, nawet jak kibicował drużynie z Madrytu (jak było to w moim przypadku). Wydawało by się, że nie pozostaje nic tylko się cieszyć. Jednak nie wszystko jest takie na jakie wygląda...

Problem i rozwiązanie.

Problem polega na tym, że drużyna Borussi nie zatuszuje obrazu polskiej piłki, która nadal nie jest w najlepszej kondycji – co potwierdzają m.in. mecze reprezentacji. A przesyt informacji w mediach irytuje kibiców innych zespołów (w tym mnie) z Europy i dzieli kibiców. W całym zamieszaniu szkoda na pewno prawdziwych kibiców BVB z Polski, którzy są z drużyną dłużej niż przeciętny polski „kibic” i polskie media.
Rozwiązania póki co nie widać, ponieważ nikt w mediach się do tego nie kwapi. Wydaje się, że nam kibicom innych drużyn i ludziom znużonym ciągłymi treściami o BVB wypada po prostu poczekać do zmiany klubowych barw Roberta Lewandowskiego. Miejmy jednak nadzieję, że sytuacja się unormuje a nie jeszcze nasili. Polakom w drużynie Kloppa, życzę samych sukcesów a drużynie Borussi przynajmniej tak dobrej gry jak w poprzednich sezonach i „normalnych” kibiców.
A jakie jest wasze zdanie o „Borussiomani” ?

sobota, 27 lipca 2013

„Typowa dziewiątka" - przeszłość czy przyszłość footballu ?

Światowe media żyją potencjalnym transferem Garetha Bale'a do Realu Madryt. Królewscy mimo straty Higuaina nie kwapią się z transferem napastnika a polują na skrzydłowego Tottenhamu. W ostatnich latach mieliśmy wiele przypadków triumfu drużyn grających bez „typowej dziewiątki” między innymi Barcelona, czy reprezentacja Hiszpanii. Czy oznacza to, że ta pozycja już wymiera ? A może wręcz przeciwnie będziemy widzieć jej odrodzenie ? - O tym w dzisiejszym artykule.
Czy kupno Bale'a kosztem napastnika to dobry wybór ?

Guardiola i „fałszywa dziewiątka”.

Zlatan Ibrahimović - jedna z ofiar taktyki Guardioli
Wszystko rozpowszechniło się za czasów Pepa Guardioli w Barcelonie. W swoim zespole Hiszpan miał do dyspozycji tak znakomitych snajperów jak kolejno Henry, Eto'o, Ibrahimović czy Villa. Mimo to właśnie Guardiola podjął decyzję o przesunięciu Messiego z prawego skrzydła na środek ataku i ustawienie go jako tzw. „fałszywa dziewiątka”. Ta decyzja miała plusy i minusy. Na pewno plusem był jeszcze większy rozwój Leo Messiego. Argentyńczyk właśnie na środku stał się najlepszym piłkarzem świata. Nowa pozycja sprawiła, że zaczął strzelać niewiarygodne ilości bramek w sezonie, a drużyna wygrywała trofea. Jednak ta sytuacja miała też drugą stronę. Snajperzy grający przez ten okres na Camp Nou byli przerzucani gdzieś na bok ofensywy i tracili swoją formę. I tak kolejno Messi „odstrzelił” wszystkich wyżej wymienionych napastników, a gra Blaugrany zaczęła się obsesyjnie opierać na Argentyńczyku. Apogeum był poprzedni sezon, gdzie Barcelona bez Messiego na boisku kompletnie sobie nie radziła a przepaść w zdobytych bramkach jaka dzieliła resztę napastników od Leo była ogromna.
Czy Barcelona wyciągnęła wnioski z poprzednich rozgrywek ? - Wprawdzie Blaugrana nie pozyskała typowego snajpera, ale Neymar powinien zagwarantować odpowiednią ilość bramek w sezonie. Wygląda więc na to, że na Camp Nou w dalszym ciągu nie będziemy obserwować „typowej dziewiątki”. Czy to na pewno dobra decyzja...

La Furja Roja negatywnym przykładem. 
 
Czy zmiana pozycji przez Fabregasa dobrze wpływa na samego gracza ?

No właśnie czy gra bez typowego łowcy bramek na dłuższą metę może przynieść spodziewany rezultat. Jeśli nie ma się w składzie Messiego to raczej nie. Zachwycająca świat reprezentacja Hiszpanii odkąd przestała grać z napastnikiem w składzie wielokrotnie męczyła się z niżej notowanymi rywalami „klepiąc” w środku pola, a eksperymenty z gra Fabregasa na środku ataku przyprawiają o ból głowy... Już na ubiegłorocznym Euro mimo obrony tytułu Hiszpania to nie była ta sama drużyna co kiedyś. Gra sześcioma nominalnymi pomocnikami momentami bywała irytująca, a zwycięstwa wymęczone. Momentami nie poznawałem tej drużyny. Podczas niedawnego meczu z Brazylią w finale pucharu Konfederacji grał wprawdzie Fernando Torres , ale jego dyspozycja w ostatnich latach jest daleka od tej dawnej. Dla porównania La Furja Roja z Euro 2008, gdzie w składzie grali i Villa i Torres to reprezentacja grająca pięknie, skutecznie i porywająco.
Przykładami jak wiele rasowy snajper znaczy dla drużyny może być Bayern Monachium, Borussia Dortmund, czy Manchester United. W tych klubach tacy gracze jak Mandzukić, Lewandowski czy Van Persie wielokrotnie decydowali o wyniku spotkania.
Jak więc ewentualny transfer Bale'a – kosztem napastnika wpłynie na postawę Realu Madryt ?

Real Madryt wyjątkiem.
Najlepsze skrzydła świata sezonu 2013/2014 ?

Według mojej oceny Real jest w tej chwili drugim po Barcelonie klubem, który może sobie pozwolić na komfort gry bez „dziewiątki”. Jestem zwolennikiem posiadania przez zespół typowego lisa pola karnego, ale myślę, że te dwa kluby mogą dalej osiągać sukcesy bez gracza o takiej charakterystyce. Dlaczego ? - Dwa słowa: Messi&Ronaldo. Ci zawodnicy robią i ich skuteczność sprawiają, że drużyna mimo braku typowego snajpera zdobywa bardzo dużą ilość bramek. A kupno Neymara, czy ewentualny zakup Bale'a tylko zwiększy siłę ognia hiszpańskich gigantów.
Uważam więc, że transfer Walijczyka będzie bardzo dobry posunięciem, oczywiście za rozsądną cenę. Stworzenie skrzydeł Ronaldo-Bale, graczy grających tak intensywnie, fizycznie a jednocześnie świetnie wyszkolonych – to może zapewnić Królewskim upragniony dziesiąty triumf w Lidze Mistrzów, mimo że prawdopodobnie jedynym doświadczonym napastnikiem zostanie Karim Benzema.

Podsumowanie.

Jestem gorącym zwolennikiem pozycji „9”. Uważam, że klub grający z graczem o takiej charakterystyce ma dużo większe możliwości i myślę, że taka droga prowadzi do sukcesu. Jeśli gra ma być oparta na ustawieniu z „fałszywą dziewiątką” - według mojej opinii trzeba posiadać w swoich szeregach piłkarzy pokroju Leo Messiego i Cristiano Ronaldo.
A jakie jest wasze zdanie na ten temat ?

Na koniec link z grą zawodnika, którego uważam, za najlepszą „dziewiątkę” w historii: http://www.youtube.com/watch?v=o0_ZAhwKRh8

wtorek, 23 lipca 2013

Gerardo Martino nowym trenerem FC Barcelony ! - Czy czas na wielkie zmiany ?

Pogoń za drugim Guardiolą.

Kiedy rok temu Barcelonę obejmował Tito Vilanova wielu fanów twierdziło, że taki zespół prowadzi się sam, skoro Guardiola bez większego doświadczenia potrafił doprowadzić ją do tak wielkich sukcesów. Rzeczywistość okazała się zgoła inna. Po początkowych sukcesach drużyna grała coraz gorzej i mimo mistrzostwa Hiszpanii gry drużyny Vilanovy nie można porównać do stylu jaki prezentowała drużyna jego poprzednika. Wpływ na moją ocenę mają przede wszystkim starcia bezpośrednie z największymi rywalami: kolejno przegrane dwumecze w superpucharze Hiszpanii i Copa del Rey z Realem Madryt. Barcelona przegrała też ligowy klasyk z „Królewskimi”, którzy w poprzednim sezonie na pewno nie byli w najlepszej dyspozycji. Liga Mistrzów to kolejne rozgrywki gdzie Barcelona nie wyglądała najlepiej mecze z Milanem i PSG pokazały już, że o tytuł będzie ciężko, a marzenia o Pucharze Europy brutalnie z głów wybił Bayern.
Vilanova pozornie prezentował ten sam styl co Pep, ale brakowało mu charyzmy i szybkiej reakcji na boiskowe wydarzenia. Blaugrana grała bez żadnego elementu zaskoczenia i to wystarczało jedynie na ligowych średniaków, gdzie też często decydowała osoba Leo Messiego.
Dodatkowo Vilanova miał kolejny nawrót choroby a sterowanie tak wielką drużyną z odległości jest raczej nie wykonalne.
Nowy trener Blaugrany to człowiek z charakterem.
W piątek gruchnęła wiadomość, że Tito rezygnuję z posady trenera. Ponowny nawrót choroby zniweczył ostatecznie marzenia Hiszpana o triumfie na Camp Nou. Cały piłkarski świat współczuł Vilanovie, ale trzeba było wrócić do rzeczywistości i zastanowić się kto w obecnej sytuacji przejmie Dumę Katalonii. Padały różne nazwiska, ale dziś już wiemy, że wygrała kandydatura Gerardo Martino.


Sylwetka nowego trenera.

Zarząd FC Barcelony wydaje się być dość odporny na wprowadzanie nowych elementów i wybrano kandydaturę kolejnego trenera w stylu Guardioli. 50 letni „Tata” Martino to trener stawiający na duże posiadanie piłki, wysoki pressing i powolne rozgrywanie piłki od bramkarza – wydawało by się, że trener idealny do Barcelony. Minusem tego wyboru zarządu może być przede wszystkim brak doświadczenia w Europie. Martino do tej pory pracował jedynie w Ameryce Południowej.
Sukcesy odnosił w Paragwaju i Argentynie zdobywając mistrzostwa. Trener znany jest też zznany z charyzmy i porównań do Marcelo Bielsy. Podsumować go można stwierdzeniem, że jest on przeciwieństwem Tito Vilanovy. „Tata” to osoba w świecie piłki europejskiej raczej anonimowa, ale z drugiej strony w obecnej porze roku trudno o dobrego szkoleniowca. Jak sobie poradzi na Camp Nou ? Zaczyna z czystą kartą i niedługo zacznie ją zapisywać, zapisywać swoją historię w jednym z najlepszych klubów świata.

Czy „kolejny” Guardiola to dobry pomysł ?

Czy za kadencji "Taty" wróci wielka Barca ?

No właśnie, czy jest to dobry pomysł ? Uważam, że nie. Każda era się kiedyś kończy i zawsze przychodzi czas na zmiany. Wydaję mi się, że teraz jest właśnie ten czas. Blaugrana nie gra już z tym błyskiem co kiedyś, często mam wrażenie, że się po prostu męczy. Rozgrywanie piłki coraz częściej ogranicza się do „klepania” jej w szerz boiska a praktycznie w każdym spotkaniu drużynę ratuję ją geniusz Messiego. Za kadencji Pepa Barca ciągle zaskakiwała nowymi pomysłami. Duża wymienność pozycji, a to przejście na 3-4-3, a to Dani Alves w ataku podczas meczu na Santiago Bernabeu. Wydaje się, że era Tiki-Taki dobiega końca, o czym świadczą klęski Barcelony z Bayernem, czy Hiszpanii z Brazylią. Football ciągle idzie do przodu i ciągle potrzebne są nowe pomysły. W 2009 roku Guardiola zaskoczył swoich rywali Tiki-Taką i zdominował światowy football kombinacyjną grą z dużą ilością podań, a taka sama gra przyniosła wielkie sukcesy reprezentacji Hiszpanii. Cztery lata później taka gra już nie wystarcza. W piłkarskim świecie dominuję Bayern stawiający na intensywną grę, silny środek pola z dwoma pivotami i świetnymi skrzydłami w osobach Robbena i Ribery'ego. W obecnym footballu sprawdza się trener, który jest wizjonerem. Trener, który na jedną nowinkę odpowiada kolejną. Tak jak pisałem wczoraj Guardiola już wprowadza w Bayernie swoje pomysły.
A odgrzewanie tego samego kotleta może okazać się zgubne dla klubu z Camp Nou.
Jak będzie ostatecznie ? Czyja koncepcja zwycięży ? Sezon 2013/2014 zapowiada się naprawdę kapitalnie.
Życzę powodzenia Gerardo Martino i wielu ciekawych meczy dla kibiców !

poniedziałek, 22 lipca 2013

Guardiola z pierwszym trofeum. Czy uda się zatrzymać Bayern?

Pierwsze trofeum w nowym sezonie.
Bayern Monachium wygrał wczoraj pierwsze trofeum pod wodzą Pepa Guardioli. Bawarczycy pokonali w finale turnieju Telekom Cup Borussie Mönchengladbach 5-1. Wcześniej w półfinale piłkarze z Allianz Arena rozbili HSV Hamburg 4-0. Styl w jakim Bayern ogrywał rywali był spektakularny, a zespół z południa Niemiec ani przez chwile nie był zagrożony. Mając w pamięci poprzedni sezon a także pierwsze mecze pod wodza Guardiolii rodzi się pytanie: czy ktoś w ogóle jest wstanie zatrzymać monachijską maszynę ? O tym w dzisiejszym artykule.

Gotowa drużyna na lata.

Mario Götze - nowy Messi Pepa Guardioli ?
Wielu twierdzi, że Guardiola przychodzi „na gotowe” i nie może zepsuć tak grającej drużyny. Uważam jednak, że Pep to trener, który ma zawsze swoją wizję i nie będzie jedynie zmianą nazwiska w protokole a rzeczywiście powiewem świeżości i jeszcze usprawni zespół jaki zbudował Heynckes. Już w meczach Telekom Cup widać inną grę Bayernu niż miało to miejsce w rozgrywkach 2012/2013. Tak jak przypuszczano drużynę Guardioli cechuję duża wymienność pozycji, wysoki pressing oraz duża liczba podań. Podczas turnieju Telekom Cup można było zaobserwować zagrania, które były charakterystyczne dla Barcelony z czasów Pepa – dokładna wymiana piłki w środku pola i zagranie za linię obrony na wchodzącego zawodnika, czego przykładem była bramka Franka Ribery'ego. Bayern może mieć ten błysk co Barcelona za kadencji Guardioli, ale będzie drużyną bardziej zorganizowaną. W Bawarii Pep dysponuję najlepszym bramkarzem świata i młodymi zawodnikami o zdecydowanie lepszych warunkach fizycznych niż Ci w Barcelonie. Transfery Thiago i Mario Götze jeszcze bardziej poprawią możliwości w rozegraniu piłki. Możliwości, które daje szeroka i bardzo różnorodna kadra Bawarczyków są imponujące.
Te wszystkie aspekty sprawiają, że Bayern może być nie drużyną a maszyną.

Kto stawi opór ?

Podobnie jak w poprzednim sezonie najgroźniejszym rywalem drużyny z Allianz Arena będzie Borussia Dortmund, która mimo straty na rzecz największego rywala Mario Götze, będzie na pewno wymagającym rywalem. Klub z Signal Iduna Park wzmocnił przede wszystkim Henrich Michitarian i Pierre-Emerick Aubameyang. W klubie z Dortmundu pozostał też najlepszy strzelec Robert Lewandowski. To wszystko wpłynie na pewno na jeszcze większą presję ze strony Borussii. Ale, czy klub trójki Polaków może zatrzymać Bayern ? - Nie wydaję mi się. Kluczem do mistrzostwa jest wygrywanie konsekwentnie starć z mniejszymi rywalami, a tam ostatnio gubiła właśnie punkty Borussia, natomiast Bayern był do bólu skuteczny.
Czy "nowy" Real sięgnie po La Decime i zatrzyma Bayern ?
Rozgrywki Ligi Mistrzów to już całkowicie inna bajka. Rządzą się one swoimi prawami i poza Borussia Dormtund, na Bawarczyków czekać będzie między innymi jak zawsze groźna Barcelona, nowy - przyszłościowy projekt Realu Madryt, ponownie prowadzona przez Mourinho Chelsea czy budowany za wielkie pieniądze zespół PSG. Rozgrywki o Puchar Europy dawno nie zapowiadały się tak ciekawoie, bo jak dobrze wiemy obronić trofeum jest dużo trudniej niż je zdobyć, jednak w obecnej formie i przy bieżącej sytuacji kadrowej Bayern może okazać się nie do zatrzymania.

Zapowiedź sezonu 2013/2014

Guardiola już wprowadza w życie swoje pomysły.
 W poprzednim sezonie Bayern zmiażdżył rywali. Najpierw było zwycięstwo w Superpucharze Niemiec z Borussią, potem potrójna korona, zdobyta w wielkim stylu. W lidze 91 punktów, 98 strzelonych bramek i przewaga 25 punktów nad drugą drużyną z Dortmundu – te liczby robią ogromne wrażenie. Liga Mistrzów też została kompletnie zdominowana, a takie potęgi jak Juventus , czy Barcelona zostały wręcz rozjechane przez bawarski walec.
Przed Guardiolą więc najtrudniejsze zadanie – dorównać tym osiągnięciom i obronić zdobyte przez zespół Heynckesa trofea. Czy powiedzie mu się ta sztuka ? - Inauguracyjny mecz Bundesligi już 9 sierpnia, a przedsmak emocji już w najbliższą środę, kiedy to Bayern zmierzy się z Barceloną. 
 
Cały piłkarski świat patrzy !

piątek, 19 lipca 2013

Czas na T-Mobile Ekstraklasę 2013/2014 !

Czy Legia Warszawa obroni tytuł ?
Już dziś zainaugurowany zostanie nowy sezon T-Mobile Ekstraklasy. Nowy sezon, nowe nadzieje, nowe emocje, nowi gracze i przede wszystkim nowy format rozgrywek. Wszystko to ma sprawić, że na naszą piłkę będzie przychodziło więcej kibiców, a także podniesie się poziom i zaciętość rywalizacji. Czy tak się stanie czy może będziemy mieli powtórkę z nieudanego eksperymentu w sezonie 2001/2002 ? O tym w dzisiejszym tekście.

Nowy format Ligi.

Długa przerwa zimowa, mało meczy w porównaniu do standardów lig europejskich te czynniki wpłynęły na decyzje władz Ekstraklasy, które podjęły decyzję o wprowadzeniu zupełnie nowego systemu rozgrywek. Sezon zasadniczy będzie składał się z 30 kolejek jak w ubiegłym sezonie różnica polega na tym, że po 30 kolejkach rywalizacja się nie skończy a tak naprawdę dopiero zacznie. Tabela zostanie podzielona na dwie grupy po osiem drużyn. Pierwsza ósemka będzie walczyła o mistrzostwo Polski i europejskie puchary, ta druga o utrzymanie się w lidze. Punkty zdobyte w sezonie zasadniczym przed drugą faza zostaną podzielone na pół i w razie potrzeby zaokrąglane w górę. Taki format zapewni widzą 7 kolejek więcej niż w latach poprzednich, a piłkarzom regularniejszą grę.
Czy ten pomysł wypali ? Nie jestem do tego przekonany. W sezonie 2001/2002 był już podział na grupę spadkową i mistrzowską i wzrosła tylko liczba meczy o nic. Oby tym razem pomysł wypalił a zmiana zaszła na plus. Czekamy z niecierpliwością.

Kto mistrzem ? Kto w pucharach ?

Marco Paixao - nowy król strzelców ekstraklasy ?
Czołówka od ubiegłego sezonu nie uległa zmianie. Głównym faworytem wydaję się być Legia Warszawa. Obrońcy tytułu wzmocnili się kilkoma dobrymi graczami jak np. Helio Pinto czy Dossa Junior, natomiast stracili też ważne ogniwa jak Jędrzejczyk czy Ljuboja. Po piętach Legii powinny deptać Lech i Śląsk, które też nie próżnowały. Do lechitów dołączył m.in. Szymon Pawłowski a do zespołu z Wrocławia Marco Paixao, który pokazał wczoraj w lidze Europy na co go stać. Między tymi zespołami powinna się wyjaśnić walka o tytuł mistrza Polski.
O wysokie lokaty postarać powinna się też Lechia Gdańsk z być może nową gwiazdą ligi – Japończykiem Matsui. Do gry o puchary powinna się też włączyć Jagiellonia Białystok, Piast Gliwice i Górnik Zabrze.

Ciekawa walka o utrzymanie.

Zacięta rywalizacja będzie trwała na pewno o utrzymanie. Już w sezonie poprzednim widzieliśmy dramatyczną końcówkę a sprawę Ruchowi Chorzów ułatwiła degradacja Polonii Warszawa. Teraz taryfy ulgowej już nie będzie a klub z ulicy Cichej wydaje się jednym z głównych kandydatów do spadku. Największymi rywalami piłkarzy z Chorzowa wydają się być drużyny Podbeskidzia Bielska-Biała (już bez Roberta Demjana), Pogoni Szczecin, Widzewa Łódź i Cracovii.

Największe niewiadome.

Największą niewiadomą sezonu 2013/2014 z pewnością jest drużyna Wisły Kraków. Zespół Franciszka Smudy przegrywał sparing za sparingiem a w mediach huczało od kompromitacji dyrektorów sportowych ściągających na testy do zespołu amatorów lub oszustów. Trener Smuda mówi o budowie młodej polskiej drużyny, ale jak wyjdzie w praktyce ? Może skończyć się niespodzianką na plus, ale jeśli to będzie szło w stronę którą idzie Wiśle zostanie walka o utrzymanie.
Czy Zawisze będzie stać na niespodziankę ?
rugą niewiadoma jest beniaminek z Bydgoszczy. Zawisza ma papiery na sprawienie pozytywnej niespodzianki i przynajmniej spokojnego utrzymania w lidze. Bydgoszczanie mimo, że ostatni raz w elicie grali 20 lat temu będą zespołem doświadczonym, ponieważ w ich składzie możemy spotkać tak ogranych zawodników jak Paweł Abbott, Piotr Kuklis, Sebastian Dudek, Paweł Strąk czy Wahan Geworgian. Zespół poprowadzi Ryszard Tarasiewicz. Trzymamy kciuki i liczymy na zrobienie pozytywnego zamieszania w szeregach naszej ligi.

Podsumowanie.

Sezon zapowiada się niezwykle ciekawie. Do naszej ekstraklasy wciąż przychodzą coraz lepsi zawodnicy. Nasza liga staje się coraz bardziej atrakcyjna. Mamy nadzieje na potwierdzenie tych słów przez piłkarzy. W ubiegłych latach gdy sezonu we Włoszech, Anglii, Hiszpanii czy Niemczech rozstrzygały się kilka kolejek przed końcem w T-Mobile Ekstraklasie emocje mogliśmy przeżywać do ostatniej kolejki. Oby ten sezon przyniósł podobne doznania.
Zaczynamy T-Mobile Ekstraklasę 2013/2014!

Spokojny czwartek w Lidze Europy – dobre występy naszych klubów.

Zainaugurowaliśmy właśnie rozgrywki Ligi Europy z polskimi zespołami. Tym razem obyło się, bez kompromitacji i nasze kluby zaprezentowały się co najmniej przyzwoicie. Do pełni szczęścia brakuje tylko dobrego wyniku Piasta ale porażka 1-2 w Azerbejdżanie w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych na pewno nie przekreśla szans naszej drużyny. Kibice mogą teraz spokojnie czekać na dzisiejsze losowanie potencjalnych rywali.

Lech śladem Legii.

Vojo Ubiparip dobrze wszedł w sezon.
Lech Poznań podobnie jak w środę warszawska Legia ograł rywali na wyjeździe w stosunku 3-1. Podobieństw było więcej podobnie jak w meczu Legii poznaniacy zagrali słabą pierwszą połowę, choć nie tragiczną i podobnie odrodzili się w drugiej. Zawiodła głównie koncentracja i tradycyjnie już jak to bywa w przypadku polskiej piłki gra obronna. Po przerwie wszystko wróciło do normy Lech zagrał konsekwentnie, był dużo lepszy piłkarsko i praktycznie zapewnił sobie awans do 3 rundy. Teraz czekamy na spokojny rewanż przy Bułgarskiej. Dodajmy, że bramki zdobyli kolejno Vojo Ubiparip, Łukasz Teodorczyk i Marcin Kamiński.

Zachowane nadzieje Piasta.

Piast Gliwice przed początkiem rozgrywek był pewnie traktowany z większym dystansem przez kibiców i to nie z powodu gorszych umiejętności czy mniejszego budżetu, a po prostu z małego doświadczenia z gry na europejskich boiskach. Właśnie doświadczenia chyba najbardziej zabrakło dzisiejszego popołudnia. Gliwiczanie bardzo dobrze zaczęli mecz a Marcin Robak zdobył prowadzenie strzałem głową. Wydawało się, że sytuacja jest pod kontrolą, kiedy fenomenalnym uderzeniem z dystansu wyrównał Richard Almeida. Po przerwie obraz meczu uległ zmianie. Zmęczeni upałem zawodnicy Piasta oddali inicjatywę i czekali na kontry. Te jednak nie nadeszły natomiast gospodarze dopięli swego w 83 minucie. A decydującą bramkę zdobył Reynaldo.
Obyśmy w rewanżu widzieli tylko takie obrazki.
Uważam, że Piast jest zespołem z dużym potencjałem i 3 runda jest spokojnie w ich zasięgu. Rewanż w Gliwicach odbędzie się już w innych warunkach atmosferycznych i mam nadzieję, że piłkarze Piasta spokojnie poradzą sobie z zespołem Karabachu.








Pogrom na deser. Świetny mecz we Wrocławiu.

Show nowych graczy Śląska.
Ostatnim z naszych zespołów, które zaprezentowały się w europejskich pucharach był Śląsk Wrocław i było to zakończenie o jakim mogliśmy tylko pomarzyć. Piłkarze zagrali bardzo dobry mecz, prezentując ciekawą piłkę, wysoką intensywność gry jak na tak wczesny etap sezonu i przede wszystkim niezłą skuteczność.
Wygląda na to, że Śląsk trafił z transferami. Fantastyczny występ zanotował dziś Marco Paixao (2 bramki i asysta). Bardzo duże zamieszanie na skrzydle robił inny nowy nabytek, znany z gry w Widzewie Łodź – Brazylijczyk Dudu. Po przerwie obserwowaliśmy wejście smoka Sebino Paku, który zdobył bramkę minutę po wejściu na plac gry ustalając wynik na 4-0. Nie zawiedli także inni czego efektem są 4 bramki i spokojny wyjazd do Czarnogóry. Trener Levy może być w pełni usatysfakcjonowany.

Podsumowanie.

Polskie kluby w końcu nie skompromitowały się i zagrały jak na faworytów przystało. Zwycięstwa pewne, choć momentami wkradała się niepewność. Myślę, że wszyscy możemy być optymistami i uważam, że doczekamy się w tym sezonie chociaż jednej drużyny w fazie grupowej. Dlaczego miałoby się nam nie udać? Mamy bardzo zdolnych zawodników, coraz lepsze nazwiska z zagranicy i przecież wszystko co złe kiedyś też się kończy.
Póki co wypada pogratulować zwycięstw i spokojnie czekać na dzisiejsze losowanie. Oby było dla nas jak najbardziej szczęśliwe. Tego życzę wszystkim kibicom !

środa, 17 lipca 2013

Zadecydowała druga połowa – Legia jedną nogą w trzeciej rundzie.

Z dzisiejszym dniem zainaugurowaliśmy przygodę polskich kibiców z europejskimi pucharami w sezonie 2013/2014. Na pierwszy ogień poszła Legia Warszawa i mecz w ramach drugiej rundy eliminacji Champions League z walijskim The New Saints FC. Rywal mało znany przeciętnemu kibicowi i wydawało się, że nie może być innego scenariusza niż spokojne zwycięstwo drużyny Jana Urbana. Jednak teoretyczne założenia biorą często w łeb, gdy do gry wchodzą polskie kluby, czego przykładem był pamiętny dwumecz krakowskiej Wisły z Levadią Tallinn.
Jak było dzisiejszego wieczoru ?




Katastrofa w pierwszej połowie.

Mecz zaczął się bardzo spokojnie a pierwsze minuty wskazywały, że Legia od początku będzie kontrolowała sytuację. Jednak zimny prysznic przyszedł bardzo szybko. 12 minuta meczu rzut rożny dla gospodarzy (warto dodać, że nie najlepiej wykonany), jednak niezdecydowanie Wawrzyniaka i Kuciaka zaowocowało prowadzeniem gospodarzy. Legia nie dość, że nie stwarzała sobie sytuacji do wyrównania to sama mogła stracić kolejne bramki. Obrona, która miała być największym problemem rzeczywiście nim była. Parę minut przed przerwą dwie znakomite sytuacje zmarnowali gospodarze, bo mogło być naprawdę gorąco... Najpierw świetnie interweniował Kuciak, w drugim przypadku Legie uratował słupek. W grze drużyny z Łazienkowskiej nie było widać żadnego argumentu, który mógłby świadczyć o realnych szansach na Ligę Mistrzów. Na plus możemy jedynie odnotować niezły debiut Helio Pinto, chociaż on również nie błyszczał.

Metamorfoza po przerwie.

Marek Saganowski znów będzie postrachem bramkarzy ?

Po przerwie Jan Urban dokonał dwóch jak się później okazało bardzo udanych zmian. Za wspomnianego już Pinto oraz Radovića na placu gry pojawili się Kucharczyk i Łukasik. Oboje wnieśli wiele ożywienia. Obraz gry obrócił się o 180 stopni. Już w 47 minucie wyrównał Michał Kucharczyk, a 10 minut później strzałem głową na prowadzenie mistrzów Polski wyprowadził Saganowski. Wynik ustalił w 74 minucie Jakub Kosecki. Legia stworzyła więcej sytuacji , ale między innymi Kucharczyk nie potrafili znaleźć już więcej razy drogi do siatki gospodarzy.

Ocena i krótkie podsumowanie.

Szybka reakcja i odważne zmiany. Panie trenerze, oby tak dalej!
Często ten pierwszy mecz po wakacjach jest najtrudniejszy i tak też było w przypadku Legii. Widać, że drużyna nie jest jeszcze przygotowana, a niektórzy zawodnicy wyraźnie nie są w formie, co nie zmienia faktu, że zespół osiągnął bardzo dobry wynik i praktycznie zapewnił sobie awans. Świetne zmiany Jana Urbana, który nie bał się postawić na młodych graczy. Michał Kucharczyk świetnie radził sobie na skrzydle a już w 47 minucie wyrównał stan meczu. Łukasik natomiast wspaniale dyrygował całym zespołem co przekładało się na ciągłe rozrywanie zwartych szeregów obrony mistrza Walii. Pochwalić należy też Kubę Koseckiego za piękną bramkę i dużą chęć do gry oraz prezentującego stale wysoki poziom Bartosza Bereszyńskiego. Zespół potrafił się szybko podnieść i to też na pewno cieszy w perspektywie kolejnych rund.
Na minus na pewno obrona, ale tłumaczyć to można eksperymentalnym zestawieniem i kontuzjami w zespole. Trudno cokolwiek więcej powiedzieć o nowych zawodnikach. Myślę, że mimo wszystko możemy być optymistami, bo jeśli Legia dopiero buduję swój szczyt formy to z tym zespołem jest szansa na długo wyczekiwany awans.
Czekamy spokojnie na kolejne rundy i pełnie formy zawodników. Miejmy nadzieję, że drużyna Urbana nie zawiedzie i zapewni kibicom w Polsce długą piłkarską jesień.

Hit lata 2013 ? - Edinson Cavani oficjalnie w PSG.

Stało się ! 

Transfer lata 2013 ?
Po długich negocjacjach i spekulacjach prasowych, Edinson Cavani znalazł sobie nowy klub, a my kibice mamy swój transferowy hit lata (chyba, że Florentino Perez wyłoży sugerowane przez media gigantyczne pieniądze za Garetha Bale'a). Nowym pracodawcą Urugwajczyka nie został ani jak przypuszczano na początku Real Madryt, ani Chelsea Londyn. Piłkarz wybrał najlepszą finansowo ofertę katarskich szejków i za 64 miliony Euro przeniósł się do ekipy z Paryża. Snajper będzie zarabiał astronomiczną kwotę 10 milionów Euro netto, a kontrakt został podpisany na 5 lat.

Czy cena jest adekwatna do umiejętności ?

No właśnie, czy Cavani to piłkarz tej klasy, żeby płacić za niego takie pieniądze ? - Wydaję mi się, że nie. Nie można odmówić snajperowi z Urugwaju talentu, techniki a przede wszystkim instynktu strzeleckiego. Za napastnikiem przemawiają też statystyki:
  • Danubio, jeden sezon gry, 30 meczy – 12 goli
  • Palermo, cztery sezony gry, 117 meczy – 37 goli
  • Napoli, trzy sezony gry, 138 meczy – 104 gole
  • Reprezentacją, 54 mecze – 17 goli
Te zestawienie pokazuję z pewnością, że Edinson to maszynka do strzelania bramek i z pewnością swoje w Paryżu zrobi, ale czy te 64 miliony to nie za dużo ? - A no właśnie...
Z dniem dzisiejszym Cavani stał się piątym w historii najdroższym piłkarzem świata. Przed Urugwajczykiem plasują się tylko takie nazwiska jak Cristiano Ronaldo, Zidane, obecny kolega klubowy Cavaniego – Ibrahimowić, oraz Kaka. Natomiast tańszy od snajpera Celestes okazał się między innymi Luis Figo, Ronaldo, czy Ronaldinho. Trzeba przyznać, że Cavani wśród tych nazwisk wypada raczej blado i pokazuję to chyba jednoznacznie, że PSG przepłaciło. Nie mam absolutnie zamiaru ujmować klasy byłemu napastnikowi Napoli, bo z każdym rokiem potwierdza swój niesamowity instynkt strzelecki, ale chce zwrócić uwagę jak obecne ceny na rynku piłkarskim są zawyżane przez arabskich inwestorów.
Czy Cavani spłaci zainwestowane 64 miliony Euro ?
Po objęciu kilku europejskich klubów przez bogatych inwestorów rynek został „zepsuty”. Zespoły typu Manchester City, czy właśnie PSG proponują bardzo zawyżone kwoty za zawodników dobrych, ale nie wybitnych. Jeszcze nie tak dawno za absolutnie topowych graczy jak Ronaldo, czy Ronaldinho płacono 40 milionów Euro a nawet mniej. Dziś w takiej kwocie czasami zamykają się transfery graczy co najwyżej niezłych. Wyśrubowane przez ostatnie operację transferowe ceny napędza się wzajemnie i dochodzi do tak kuriozalnych transferów jak ten Liverpoolu, gdy kupił Andy'ego Carrolla za około 40 milionów Euro.

Cavani i Ibrahimović – super duet, czy zbyt duże indywidualności ?

Ibra stworzy z Cavanim atak marzeń ?

Czym więcej mówiło się o Urugwajczyku w zespole PSG, tym częściej można było usłyszeć o odejściu z drużyny Szweda. Ibra znany jest z trudnego charakteru i chęci bycia zawsze numerem jeden. W poprzednim sezonie udowodnił, że warto na niego stawiać. Zlatan w 46 oficjalnych meczach zdobył 35 bramek, co przełożyło się na tytuł mistrza Francji i króla strzelców ligi francuskiej. Urugwajczyk też może zapisać na swoim koncie tytuł najlepszego strzelca ostatniego sezonu w lidze włoskiej.
Czy jest zatem możliwy super duet ? - Jak najbardziej tak. Na pewno będzie to w interesie PSG. Atak Cavani – Ibrahimović byłby na pewno imponujący. Problemem może być jedynie to, że obaj piłkarze to typowe „9”, zawodnicy kochający grać jako najbardziej wysunięci i raczej żaden z nich nie będzie chciał się dzielić swoją pozycją na boisku. A ławka rezerwowych nie wchodzi w grę w żadnym z tych przypadków. Jaka jest więc przyszłość Zlatana ? Myślę, że jak to często ma w zwyczaju zwiedzi kolejny topowy zespół.

Piłkarskie domino, czyli konsekwencje transferu PSG.

Transfer Cavaniego, prawdopodobnie spowoduję na rynku efekt domina. Po odejściu Urugwajczyka zwalnia się miejsce w Napoli prowadzonym przez Rafę Beniteza. Media spekulują o Gonzalo Higuainie, co spowodowałoby możliwy tansfer Ibrahimovića do Madrytu. Przypuszczalne transakcje pozwoliłyby też Arsenalowi sięgnąć spokojnie po Luisa Suareza.
Wszystko to na razie spekulację, ale wydaje się, że PSG swoim transferem nieźle narozrabiało.
A sam Cavani kiedy zacznie się spłacać ? - Czekamy z niecierpliwością na nowy sezon Ligue 1 !

A tak strzela nowy najdroższy piłkarz w historii Francji: http://www.youtube.com/watch?v=1VgvU1L86LI

wtorek, 16 lipca 2013

Znani – zapomniani: odcinek piąty

Czas na piąty odcinek cyklu „znani – zapomniani”. Bohater dzisiejszego odcinka to typowy przykład na to, że sukces w młodym wieku nie zawsze napędza rozwój, a czasami wywołuję wręcz przeciwny skutek. Przedstawiony w tym artykule piłkarz to postać ekscentryczna, charakterystyczna i na pewno jedyna w swoim rodzaju. Gracz zapamiętany szczególnie przez kibiców Realu Madryt. Można się by było długo rozpisywać, ale wystarczą dwa słowa: Royston Drenthe.

Droga do Feyenoordu. 
 
Pierwsze szlify w Feyeenordzie

Royston Drenthe urodził się 8 kwietnia 1987 roku w Rotterdamie. Podobnie jak wielu piłkarzy ze swojego kraju pochodził z Surinamu. Młody Royston bardzo wcześnie ujawnił swoje zamiłowanie do piłki. Już jako sześcioletnie dziecko zapisano go do malutkiego klubu Neptunus. Piłkarz rozwijał się tam w kolejnych kategoriach wiekowych, a w 2000 roku – mając 13 lat, został zawodnikiem akademii piłkarskiej Feyenoordu. Początki nie były tak obiecujące, a obecny trener Henrik Fräser nie dostrzegał w nim wielkiego talentu, stąd w 2003 roku młody Royston zmienił szkółkę Feyenoordu na klub będący jego filią – Excelsior. Tam juniorska kariera piłkarza nabrała przyspieszenia. W jednym z meczów właśnie z Feyenoordem Drenthe pokazał się z tak dobrej strony, że kierownictwo wielkiego klubu z Rotterdamu postanowiło ponownie po niego sięgnąć.
Oficjalnie Holender stał się piłkarzem Feyenoordu przed sezonem 2005/2006, a swój pierwszy mecz w Eredivisie rozegrał 15 stycznia 2006 roku w wygranym 1-0 meczu z Vitesse Arnhem. To był sezon, w którym Drenthe głównie ogrywany był w rezerwach, a w pierwszej drużynie pojawił się łącznie 3 razy. Klub jednak widział w nim wielką przyszłość i podpisał z nim kontrakt do 2011 roku. Sezon 2006/2007 to już całkiem inna bajka. Royston zaczął być ważnym elementem drużyny grając łącznie w 33 meczach na wszystkich frontach. Uwieńczeniem sezonu był wyjazd z reprezentacją na mistrzostwa Europy u-21, w których Holandia występowała w roli gospodarza.

Wystrzał wielkiej formy na Euro u-21.
Najlepszy gracz Euro u-21 2007

Holandia jako gospodarz była rozstawiona w grupie A i za rywali miała reprezentację: Portugalii, Belgii oraz Izreala. Gospodarze wygrali grupę z siedmioma oczkami na koncie, a Royston należał do najbardziej błyskotliwych graczy co udowodnił bramką w trzecim meczu z Belgią. Każdy kolejny mecz był potwierdzeniem ogromnego talentu młodego Holendra, który siał postrach na lewej flance w szeregach przeciwników. W półfinale ekipa gospodarzy podejmowała Anglię i po piłkarskim dreszczowcu pokonała przeciwników w rzutach karnych 13-12, a sam Drenthe do „jedenastki” podchodził dwukrotnie – najpierw się myląc, a potem już trafiając do siatki Anglików.
Finał z drużyną Serbii był tylko potwierdzeniem porywającej gry „Jong Oranje”. Holendrzy wygrali w wielkim stylu 4-1, a Drenthe otrzymał tytuł gracza turnieju. Osiągnięcie to można uznać za wielki sukces, mając na uwadze fakt, że Royston na turnieju rywalizował z graczami takimi jak Giorgio Chiellini, Miguel Veloso, Ashley Young, Kevin Mirallas czy Ryan Babel.
Po turnieju piłkarski świat zaczął bezpardonową walkę o podpis wielkiego talentu z Rotterdamu, a sam piłkarz postanowił wybrać Real Madryt.

Wielki zawód w Hiszpanii.
 
Nieudana przygoda z Realem Madryt

9 sierpnia 2007 roku młody Holender podpisał kontrakt z madryckim gigantem, a na konto Feyenoordu wpłynęło 14 milionów euro. Debiutu doczekał się już 10 dni później w meczu o superpuchar Hiszpanii z Sevillą. Po tym meczu na pewno nikt nie spodziewał się, że przygoda piłkarza w Madrycie potoczy się w taki sposób jak się potoczyła. Drenthe zagrał bardzo dobry mecz, zdobywając genialną bramkę z ponad 30 metrów:
 Jednak tak naprawdę był to chyba jedyny godny zapamiętania występ Holendra w klubie z Santiago Bernabeu. Piłkarz zaczął przegrywać rywalizację z Marcelo i Heinze, a więcej niż o wyczynach na boisku zaczęto mówić o jego nocnym trybie życia. Mimo wszystko pierwszy sezon nie był dla zawodnika tragiczny. Zakończył go ogólnie z 26 meczami, w których strzelił 3 bramki, a razem z Realem wygrał mistrzostwo kraju.
Sezon 2008/2009 zaczął wraz z klubem od zdobycia superpucharu Hiszpanii. Jednak później było już tylko gorzej. Real grał z meczu na mecz coraz słabiej, a z drugiej strony rodziła się potęga Barcelony dowodzonej przez Pepa Guardiole. Przełomowym meczem sezonu mogło być spotkanie na Camp Nou, gdzie zdziesiątkowany kontuzjami Real przyjechał gonić uciekającą w tabeli Dumę Katalonii. W pierwszej połowie meczu fantastyczną okazję miał właśnie Royston Drenthe, jednak przegrał pojedynek z Valdesem. Ostatecznie Real przegrał ten mecz 0-2, a cały sezon zakończył z niczym. Kolejny sezon to powrót Florentino Pereza i ery galaktycznych. Drenthe miał coraz mniej okazji do gry i sezon zakończył z zaledwie 11 meczami we wszystkich rozgrywkach i 1 bramką.
Sezon 2010/2011 to kolejne rozczarowanie. Piłkarz spędził go na wypożyczeniu w beniaminku Primera Division – Herculesie Alicante, jednak zespół mimo kilku dobrych piłkarzy o znanych nazwiskach spadł po roku do Segunda Division, a sam Drenthe skonfliktowany z władzami klubu zagrał zaledwie 19 razy.

Wyjazd do Anglii.

Przebłyski w Evertonie

W Realu nie wierzono już w talent Holendra i ostatni rok kontraktu piłkarz spędził na wypożyczeniu w Anglii. Latem 2011 roku podpisał kontrakt z Evertonem. Sezon spędzony w Anglii napeno nie był najgorszy piłkarsko dla Roystona. Prezentował lepszą dyspozycję niż w Hiszpanii i dostawał swoje minuty do pokazania się trenerowi. O braku umowy stałej zadecydował jednak charakter piłkarza, zamiłowanie do imprez i brak profesjonalizmu. Bilans w Anglii to 27 meczy i 4 gole.

Równia pochyła.
Krótka przygoda w Rosji

Przyszło lato 2012, wygasł kontrakt z Realem, a pomimo tego, że za piłkarze nie trzeba było nic płacić nie było na niego chętnych. Gracz, o którego bił się cały piłkarski świat 5 lat wcześniej, teraz był niechciany przez nikogo. W końcu po pół roku na bezrobociu udało się podpisać kontrakt z Ałaniją Władykaukaz. Piłkarz w Rosji pokazał parę przebłysków, o czym świadczy hattrick zdobyty w jednym z meczów. Jednak przygoda Roystona Drenthe z Rosją trwała zaledwie pół roku, po spadku swojego zespołu postanowił odejść z klubu.

Teraźniejszość.

Czy w Reading zobaczymy starego Roystona Drenthe ?

21 czerwca 2013 Drenthe związał się dwuletnią umową z angielskim Reading i od sezonu 2013/2014 będzie występował na boiskach Championship. Drugi poziom rozgrywkowy w Anglii na pewno nie jest szczytem marzeń piłkarza, który jeszcze parę lat temu przechodził do największego klubu świata. Drenthe ma obecnie 26 lat i musi zaczynać swoją karierę praktycznie od zera. Talent ma niewątpliwie ogromny, ale czy ten chłopak jeszcze będzie umiał się zmobilizować ? - Jeśli tak to powrót na piłkarskie salony będzie trudny, ale jak najbardziej możliwy.
 Tego sympatycznemu Holendrowi życzę.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Nie było niespodzianki – Francja mistrzem świata u-20 !

Francja jak przewidywało wielu ekspertów została mistrzem świata do lat 20. Les Bleus długo męczyli się z Urugwajem w sobotnim finale, ale ostatecznie zachowali więcej zimnej krwi i rozstrzygnęli spotkanie w konkursie „jedenastek”. Jak przebiegał finał ? Którego gracza zobaczymy za rok w Brazylii ? O tym poniżej.

Typowy finał.

Kto zasiadłby przed telewizor i nie wiedział co to za rozgrywki, nie powiedziałby, że było to spotkanie drużyn młodzieżowych. Mecz Francja – Urugwaj to typo
wy finał wielkiej imprezy. Piłkarze obu drużyn zademonstrowali nam piłkarskie szachy, a wydarzenia boiskowe cechowała wielka jak na młody wiek dojrzałość. Jak dotąd mistrzostwa w Turcji obfitowały dużą ilością bramek oraz spektakularnych meczy. Spotkanie finałowe być może było zawodem dla kibiców, ponieważ na boisku działo się raczej mało, a był to typowy mecz walki. Jednak dla piłkarskich ekspertów i obserwatorów był to pokaz dojrzałości i inteligencji, która dla niektórych z tych chłopaków może zaowocować angażem w większym klubie. Ostatecznie skończyło się po jednej stu procentowej okazji z obu stron i konkursem rzutów karnych – który na swoją korzyść rozstrzygnęła Francja (4-1).
Tutaj skrót meczu:

Kto za rok do Brazylii. 

Gwiazdy przyszłorocznego mundialu ?

Tak jak wielu przypuszczało Złotą piłkę mistrzostw zdobył Paul Pogba. Francuski pomocnik właściwie w każdym meczu potwierdzał swoją klasę. Według mojej oceny piłkarz może stanowić o sile linii pomocy trójkolorowych na przyszłorocznym mundialu. Piłkarz ma także za sobą bardzo udany sezon w Juventusie zakończony mistrzostwem Włoch i 37 meczami we wszystkich rozgrywkach. Te argumenty potwierdzają tylko tezę, że Pogba nie wypromował się na mistrzostwach – on przyjechał na nie jako największa gwiazda i nie zawiódł.
Drugim graczem, którego być może zobaczymy na mundialu będzie Geoffrey Kondogbia, który świetnie spisywał się na turnieju, a także ma za sobą bardzo udany sezon w dorosłej piłce w barwach hiszpańskiej Sevilli. Francuzi po ostatnich nieudanych turniejach potrzebują zmian, odmłodzenia, świeżości – a Pogba i Kondogbia te cechy łączą z ograniem i dojrzałością, które nadchodzący sezon może jeszcze pogłębić.
Ciężej wygląda sytuacja graczy mniej ogranych w dorosłej piłce, ale pokazujących swój wielki talent na turnieju w Turcji. Możemy tu wymienić Yaya Sanogo czy rewelacyjnego Floriana Thauvina – który swoimi występami zachwycił piłkarski świat. Ci chłopcy w dorosłym footballu swoją pozycję będą budować w sezonie 2013/2014 i na mundial może po prostu zabraknąć czasu.
Jednak jedno jest pewne. Francja ma ogromny potencjał i w przyszłości to oni mogą dominować na światowych boiskach.

Krótkie podsumowanie Turnieju.

Mistrzostwa Świata w Turcji przyniosły wiele nie zapomnianych meczy, dużo bramek i emocji, a także nowe gwiazdy – między innymi jak wspomniany już Florian Thauvin. Zdobywcą złotej piłki został Paul Pogba (Francja), a złotego buta wygrał reprezentant trzeciej drużyny turnieju Ebenezer Assifuah (6 goli, Ghana). Za największą niespodziankę uznaję reprezentację Iraku, która niespodziewanie stała się pogromcą faworytów, zaś za największe rozczarowanie – drużynę Hiszpanii. Kibicom w pamięci na pewno utkwią szalone boje Korei z Irakiem: http://www.youtube.com/watch?v=gFQvghp_FQ0, czy Ghany z Chile: http://www.youtube.com/watch?v=fYWxriWz_lc.
Następne zmagania młodych gwiazd za 2 lata w Nowej Zelandii.
Oby przyszły turniej był tak emocjonujący jak ten.
Życzę tego całemu piłkarskiemu światu !

piątek, 12 lipca 2013

Francja czy Urugwaj ? - zapowiedź finału Mistrzostw Świata u-20 w Turcji.

Już jutro o godzinie o 21:00 na Türk Telekom Arena w Stambule, dokładnie rok przed finałem brazylijskiego Mundialu, będziemy świadkami rozstrzygnięcia turnieju do lat 20. Mecz zapowiada się niezwykle ciekawie. Faworytem wydaje się być Francja, która ma większe nazwiska w swoim składzie, ale Urugwaj na pewno nie jest na starcie przegrany.

Droga do finału.

Francuzi zaczęli swoją przygodę z młodzieżowym mundialem w grupie A rywalizując z zespołami USA, Hiszpani i Ghany. Po pewnym zwycięstwie z zespołem „Black Star” 3-1, przyszedł remis 1-1 z USA i porażka 1-2 z największym faworytem mistrzostw – Hiszpanii. Pokaz swojej siły trójkolorowi zademonstrowali w fazie pucharowej gromiąc kolejno gospodarz 4-1 i Uzbekistan 4-0, a w półfinale po bardziej wymagającym meczu ograli grupowego rywala – Ghane 2-1. Świetnie prezentował się przede wszystkim środek pola drużyny w osobach Paula Pogby i Geoffrey'a Kondogbii.
Radość trójkolorowych po jednej z bramek w meczu z Uzbekistanem
Droga Urugwaju była bardziej wyboista. Zawodnicy z Ameryki Południowej zaczęli turniej od porażki 0-1 z Chorwacją. Następnie przyszły pewne zwycięstwa z Nową Zelandią 2-0 i Uzbekistanem 4-0. Podobnie jak Francuzi zajęli drugie miejsce w grupie i w fazie pucharowej trafili na drużynę Nigerii. Po 2 rzutach karnych ograli Afrykanów 2-1. Prawdziwą sensacją okazał się jednak mecz ćwierćfinałowy. Urugwaj po zaciętym boju zakończonym dogrywką wyeliminował największego faworyta mistrzostw – Hiszpanie. Półfinał to kolejny dreszczowiec. Piłkarze le Celeste bardzo długo przegrywali z największą rewelacją mistrzostw – Irakiem. Wyrównujący gol padł 3 minuty przed końcowym gwizdkiem, a rzuty karne zdecydowały o awansie Urugwajczyków.
Urugwaj celebrujący awans do finału


Dlaczego wygra Francja ?

Francja wygra bo jest krajem głodnym sukcesów. Po paśmie sukcesów na przełomie wieków teraz przyszły lata posuchy. Drużyna u-20 ma wielki apetyt na przerwanie tej serii. Kolejnym powodem dla, którego to właśnie trójkolorowi okażą się lepsi są z pewnością ograni już w Europie zawodnicy z większymi nazwiskami jak chociażby Paul Pogba z Juventusu, Geoffrey Kondogbia z Sevilli czy aspirujący do króla strzelców turnieju nowy nabytek Arsenalu – Yaya Sanogo. Francja stawia na ofensywę. Strzela na mistrzostwach dużo bramek i narzuca swój styl gry.

Dlaczego wygra Urugwaj ?

A dlaczego pogromca Hiszpanii ma nie wygrać z reprezentacją Francji, która przecież Hiszpanii w fazie grupowej uległa. Kolejnym powodem jest bardzo duży spokój i cierpliwość w poczynaniach le Celestes. Drużyna nie panikuję po stracie bramki konsekwentnie gra swój football, nie rzuca się do huraganowych ataków i ma bardzo dobrą defensywę. Gwiazdą drużyny jest gracz Romy Nico Lopez. Kluczowym zawodnikiem może się okazać mierzący prawie 2 metry Felipe Avenatti, który zapewnił zwycięstwo w wspomnianym ćwierćfinale.

Sergio Agüero - przykładem dla uczestników.
Podsumowanie.

W jutrzejszym meczu na pewno nie zabraknie emocji. Finałowy mecz dla tych młodych chłopaków to coś więcej niż zwykła gra o trofeum. Mundial u-20 wykreował w przeszłości takich graczy jak Leo Messi, Sergio Agüero, Ángel di María czy Oscar. Stąd możemy mieć pewność, że nie będzie odpuszczania nawet centymetra boiska.

A kto okaże się lepszy – myślę, że jednak Francja.

Czekamy na mecz godny finału !

Znani – zapomniani: odcinek czwarty

Kolejny dzień piłkarskich wakacji za nami, media spekulują ciągle nad coraz to nowymi transferami, a my w oczekiwaniu na jakąś transferową bombę powracamy do cyklu „znani – zapomniani”. W dzisiejszym odcinku zawodnik, który miał być wielkim rozgrywającym i początkowo wszystko wskazywało, że nim się stanie. A jak jest obecnie ?
Dzisiejszy „znany – zapomniany” to Diego Ribas da Cunha.

Początki w Santosie.

Dwie wielkie nadzieje brazylijskiej piłki. Rok 2002 Diego i Robinho.
 Diego karierę zaczynał bardzo szybko bo już w wieku 6 lat, kiedy pokazał się na szkoleniu w Ribeirão Preto. Mimo tak młodego wieku już przyciągnął zainteresowanie większych brazylijskich klubów. Trzy lata później dzieciak z Ribeirão Preto trafił do São Carlos, a już w wieku 12 lat podpisał kontrakt z klubem wielkiego Pele – Santosem. Słynny klub zawsze słynął z dobrego prowadzenia młodzieży i w przypadku Diego ten fakt się potwierdził. Brazylijczyk zadebiutował w pierwszej drużynie w wieku 16 lat. Klub miał wtedy w składzie wielu utalentowanych chłopaków i tak Diego miał okazję grać między innymi z Robinho i Elano. Tak zarządzany zespól radził sobie bardzo dobrze, czego przykładem mogą być mistrzostwa Brazylii 2002 i 2004. Dobre występu w klubie zaowocowały powołaniami do kadry narodowej. Diego zdobył wraz z drużyną Canarinhos srebrny medal w Złotym Pucharze Concacaf 2003 oraz złoto w Copa America 2004. Po tych sukcesach młody gwiazdor zdecydował się na podbój Europy.

Przestój w Portugalii.
Nieudana przygoda w Portugalii.

Mamy lato 2004, a świat dowiaduję się o przenosinach Diego do świeżo upieczonego zwycięzcy Ligi Mistrzów – FC Porto. Wydawać by się mogło miejsce idealne dla młodych utalentowanych graczy. Klub słynący z dobrej pracy z młodzieżą oraz z bycia swego rodzaju trampoliną do naprawdę wielkiej kariery. Za transferem przemawiała też liga portugalska - bardzo techniczna, troszkę zbliżona do tej jaką piłkarz znał z brazylijskich boisk. Jednak żaden z wymienionych czynników nie pomógł. Po niezłym początku wschodząca gwiazda brazylijskiej piłki grała coraz słabiej. O ile pierwszy sezon w barwach „Smoków” można uznać za przyzwoity (39 meczy i 4 bramki) to drugi wypada blado (24 mecze i 3 bramki). Pod względem trofeów okres FC Porto na pewno nie był stracony. Brazylijczyk wygrał bowiem Puchar Portugalii, Superpuchar Portugalii, Mistrzostwo Portugalii oraz Puchar Interkontynentalny. Jednak pod względem indywidualnym Diego nie mógł być zadowolony. Nie był wiodącym zawodnikiem i jego rozwój powoli się zatrzymywał. Przyszedł czas na zmianę otoczenia, a wybór padł na Niemcy...

Wystrzał formy w Werderze.

Wielkie chwile w Werderze.

Latem 2006 roku Diego podpisał kontrakt z Werderem Brema, a na konto klubu z Portugalii wpłynęło 6 milionów euro. Transfer okazał się strzałem w dziesiątkę i ze strony piłkarza i ze strony klubu. Od pierwszego sezonu Brazylijczyk stał się kluczową osobą w drużynie. W Niemczech grał jako typowa „10”. Pierwszy sezon w Werderze to 50 meczy, 15 goli, Puchar Ligi Niemieckiej oraz nagroda dla piłkarza roku Bundesligi. Po tym sezonie Diego zainteresował się cały piłkarski świat a sam zainteresowany udał się na Copa America, gdzie wraz z kolegami wygrał cały turniej. Kolejny sezon był równie udany. W klubie zagrał 43 razy strzelając 18 bramek, a po sezonie wraz z kadrą narodową przywiózł z olimpiady w Pekinie brązowy medal. Sezon 2008/2009 okazał się być ostatnim dla Diego w barwach ekipy z Bremy. Piłkarz grał fantastycznie, okraszając swój rok Pucharem Niemiec. Poprowadził też ekipę do finału Pucharu UEFA, w którym jednak nie mógł wystąpić z powodu zawieszenia a jego Werder uległ Szachtarowi Donieck po dogrywce 1-2.
Było jasne, że tak grający zawodnik przejdzie do wielkiego klubu. Faworytem do pozyskania gwiazdora był Real Madryt, do którego właśnie wrócił Florentino Perez i wydawał grube miliony na nową erę galaktycznych. Jednak do Królewskich ostatecznie trafił Kaka, a Diego powędrował do innej wielkiej ekipy – Juventusu Turyn. Z okresu gry w Werderze możemy wspominać chociażby takie bramki: http://www.youtube.com/watch?v=ewNPg-nb8rQ

Włoska klapa.
Nieudany podbój Serie A.

24 maja 2009 roku świat obiegła informacja o porozumieniu między Diego a Juventusem. Klub zobowiązał się zapłacić Werderowi Brema 24,5 miliona euro, a sam zainteresowany podpisał kontrakt na 5 lat. Szybko się jednak okazało, że nie wypełni nawet połowy. Gwiazdor nie umiał zaadoptować się do stylu gry próbującego odbudować swoją potęgę klubu z Turynu. Diego nie czuł się komfortowo w zespole, a i nie pomagali mu w tym kibice, którzy słysząc, że Brazylijczyk przychodzi do ich klubu widzieli już oczyma wyobraźni nowego Zidane'a, ale rzeczywistość okazała się zgoła inna. Piłkarz w Turynie nie czarował już tak jak w Bremie. W 44 meczach we wszystkich rozgrywkach strzelił 7 bramek, a sam klub zakończył sezon na odległym siódmym miejscu w lidze i bez żadnego trofeum. Kariera Diego znowu stanęła w miejscu i znów odbudować ją miały Niemcy...

Powrót do Bundesligi.

Na klub odpowiedni do odbudowy Diego wybrał VFL Wolfsburg. Brazylijczyk podpisał w sierpniu 2010 roku czteroletni kontrakt i za niecale 15 milionów euro wrócił do Niemiec. Na wybór klubu zapewne wpływ miała wizja wielkich aspiracji Wolfsburga. Klub ten grał zaledwie rok wcześniej w Lidze Mistrzów, a Diego miał współpracować z takimi graczami jak Grafite czy Dzeko. Jednak po raz kolejny wszystko potoczyło się inaczej. Plany brutalnie zweryfikowały trudy sezonu, a klub z trudem obronił się przed spadkiem zajmując ostatecznie 15 lokatę. Najbardziej wartościowi piłkarze zaczęli odchodzić do lepszych zespołów i Diego postanowił uczynić to samo. VFL Wolfsburg postanowił wypożyczyć piłkarza do Hiszpanii.

Krótka przygoda w Madrycie.

Diego celebruję bramkę w finale Ligi Europy 2012



Tak jak przewidywano parę lat do tyłu, Diego trafił do Madrytu, ale nie klubem, w którym zagrał nie był Real a lokalny rywal Atletico. Zawodnik dobrze zadomowił się w zespole, stwarzając zgrany duet z Radamelem Falcao i znów zaczął odgrywać kluczową rolę w zespole. Według koncepcji trenera Simeone Diego był typową „10” i był odpowiedzialny za kreowanie gry dla Falcao, czy Adriána Lópeza. Drużyna trenera Simeone grała bardzo dobrą piłkę i sezon zakończyła na piątym miejscu za plecami Realu Madryt i Barcelony – które rozgrywały kolejny kosmiczny rok, a także minimalnie przegrywając z Valencią i Malagą. Przygodę z Atletico Diego zakończył zwycięstwem w Lidze Europy 2012 po fantastycznym meczu finałowym z Athletic Bilbao wygranym 3-0, gdzie sam trafił do siatki ustalając wynik spotkania.

Teraźniejszość

Po kilku chwilach chwały i paru przebłyskach w barwach Atletico – Diego powrócił do Wolfsburga. Powrót nie okazał się udany. Przygotowania do sezonu 2012/2013 piłkarz spędził w rezerwach niemieckiego klubu przez coraz głębszy konflikt z trenerem Magathem. Jednak Brazylijczyk zdecydował się na pozostanie w klubie i ustabilizowanie swojej kariery. Po serii fatalnych wyników nastąpiła zmiana trenera a Diego znów zaczął występować. Piłkarz znów stał się ważną postacią a sezon zakończył z dorobkiem 37 meczy i 13 bramek.
Diego odzyskuję powoli dawny blask na boiskach Bundesligi.
Wydaje się, że Diego wyprostował swoja karierę po nieudanej próbie we włoskiej Serie A. Piłkarz obecnie ma 28 lat jest w najlepszym wieku kariery zawodowej i wydaje się, że mimo iż pociąg pod nazwą „wielkie kluby europejskie” już odjechał piłkarz nie raz jeszcze pokaże swój wielki talent.
Diego to przykład piłkarza, który był o krok od sukcesu, ale zabrakło jakichś detali. Na pewno nie jest to sportowy upadek, piłkarz przegrany. Ale czy można nazwać tego zawodnika z takim talentem sportowcem spełnionym ? - Oceńcie sami.